Półmaraton dookoła jeziora żywieckiego

Do półmaratonu wokół jeziora żywicekiego przymierzałem się już od ubiegłego roku, nawet się zapisałem, ale dopadł mnie covid i niestety nie udało mi się wziąć udziału, dlatego też, kiedy w tym roku jakieś dwa tygodnie temu poczułem, że zaczyna mnie rozkładać jakieś grypsko, byłem załamany. Jak chyba nigdy wcześniej w moim życiu stosowałem się do zaleceń lekarza, brałem wszystkie przepisane tabletki i kasłałem smutno w łóżku nie wychylając nosa spod kołdry, nie bardzo jednak mając nadzieję na to, że może się uda wyzdrowieć. Ale im bliżej było planowanego wyjazdu, tym bardziej czułem się zdeterminowany jednak wziąc udział - jak będzie trzeba przejdę ten dystans, a w najgorszym wypadku zrezygnuję, ale przynajmniej przekroczę linię startu. Dwa dni przed wyjazdem czułem się odrobinę lepiej, w dniu biegu nie było tragedii. Z dumą donoszę, że udało mi się przebiec cały dystans trasy, która była dużo bardziej wymagająca od półmaratonów, w których brałem wczesniej udział. Ale widoki były tak piękne, że trudno było myśleć o czymkolwiek innym, a do tego atmosfera, rozmowy na trasie sprawiły, że jeszcze długo będę wspominać ten bieg.

Previous
Previous

Zespół Jaśmin - sesja

Next
Next

kobranocka i Closterkeller