Proletaryat w klubie Palladium
Koncert Proletaryat w Palladium to było niezwykłe doświadczenie. Przede wszystkim, nie miałem jeszcze okazji oglądać tego zespołu na żywo, a ten zespół na żywo, to jest, jakby to ująć żeby się nie powtarzać, żywioł. Po drugie to był bardzo długi weekend, perfect storm, wszystko wszędzie naraz i jeszcze inne tytuły filmów nasuwają się na myśl, jeśli liczyć zespoły, robiłem zdjęcia na czterech koncertach. Po trzecie robienie zdjęć z fosy (odgrodzona przestrzeń pomiędzy fanami a zespołem) to jedyny w swoim rodzaju dostęp do zespołu (jedynie lepsza jest możliwość wejścia i przeszkadzania na scenie, ale to raczej niezbyt częste) i daje szanse na ładne kadry. Jednak prawdziwe mięso dla mnie to jednak robić zdjęcia w tłumie, starć się ustać na nogach w pogo (tu na przykład zostałem złapany za ramię i próbowano mnie wciągnąć w wir) i generalnie robić wszystko by nie zaliczyć gleby. Coraz bardziej zaczynam dostrzegać, że pogo też ma swoje odcienie, czasem jest radosne, czasem jest wściekłe, czasem, tak ja tu, jest wirem zabawy totalnej, wyładowania, pełnym szaleństwa, krzyku i poczucia wspólnoty. Tak zapamiętam ten koncert. Bycie wewnątrz tego szaleńczego kręgu nie tylko sprawia, że jest adrenalina, że jestem bardziej skupiony, ale przede wszystkim daje szansę by złapać zespół i pełnych emocji fanów w jednym kadrze. Uwielbiam używać tu szerokiego kąta i starać skomponować coś więcej niż czysty kadr kogoś grającego na gitarze, czy śpiewającego. Mam wrażenie, że tylko tak można oddać prawdziwe emocje i atmosferę koncertu.