10 przemyśleń dla zaczynających

Mija rok odkąd podjąłem postanowienie o tym, by profesjonalnie zająć się fotografowaniem. Chciałbym się z tej okazji podzielić kilkoma przemyśleniami, które może komuś, kto właśnie obraca w głowie pytanie, czy podjąć ten krok,  może jakoś pomogą. Znajdziecie tu kilka rad, które dla mnie się sprawdzają.

Radość

Robienie zdjęć to przede wszystkim przyjemność. Dla mnie patrzenie przez wizjer apartatu pozwala widzieć rzeczy, które podczas natłoku codzienności by mi zwyczajnie umknęły. Dlatego zawsze staram się mieć przy sobie mojego małego soniaka, którego używanego kupiłem za grosze. Niezależnie czy jadę do pracy, czy idę biegać, czy po prostu sobie chodzę bez celu, jest kieszeni spodni i czeka. Dzięki temu, kiedy przez drogę przechodzi mi łoś lub gdy mgła tworzy niezwykły ‘warun’ w drodze do pracy, nie muszę się długo zastanawiać. Z jakiegoś powodu nie umiem się przekonać do robienia zdjęć telefonem - nie czuję tej magii, nic na to nie poradzę i nawet nie chcę poradzić. Niby to i to robi zdjęcia, ale tu jednak jestem tradycjonalistą. 

Pasja

Nigdy nie waham się pokazać na ekranie osobie, której zrobiłem zdjęcie, że wyszło coś ciekawego. Zawsze staram się podchodzić z entuzjazmem do tego, co robię i tego nie ukrywać. Na codzień jestem nauczycielem, byłem wykładowcą, jedna z rzeczy, których nauczyłem się pracując w tym zawodzie, jest to, że okazywanie pasji to już połowa sukcesu. Ona zawsze rezonuje i w fotografii mi się to też sprawdza. Osoby fotografowane zarażają się nią, co sprawia, że robienie im zdjęć jest łatwiejsze dla obu stron.

Różnorodność

Podejmuję się bardzo wielu zleceń, często niezależnie od tego, czy są płatne czy nie. Mam wrażenie, że na każdym uczę się czegoś nowego. Robiłem zdjęcia na dożynkach, na ślubach, chrztach, koncertach metalowych, punkowych, folkowych, poezji śpiewanej, na deskach teatru, podczas dyskusjach o filmach, malowania figurek do RPG, podczas biegu po górach, urodzinach, radach pedagogicznych, studniówkach, warsztatach, lekcjach, zakupach... Mógłbym wymieniać dalej, ale pewnie już wiecie, co chcę powiedzieć. Każda okazja do wyciągnięcia aparatu jest dobra i staram się za nimi podążąć i aktywnie ich szukać.

W naturze mamy ciągły ruch

Staram się być w ciągłym ruchu. Rozumiem to dwojako. Po pierwsze, trochę konsekwencja poprzedniego punktu. Jeśli nie mam płatnych zleceń, szukam interesujących mnie wydarzeń w okolicy, jeśli nic akurat nie ma, biorę aparat na spacer. To po pierwsze daje mi szansę robienia zdjęć w bardzo różnych warunkach, tak oświetleniowych, jak ‘przestrzeniowych’. Po drugie na każdym spacerze znajdzie się coś, co odpali to pierwsze zdjęcie, a potem już najczęściej samo idzie. Ale ważniejsze dla mnie jest to drugie znaczenie bycia w ciągłym ruchu. Na każdym zleceniu krążę, raczej nie siadam i nie czekam. Siedzieć będę przy obróbce. Staram się oglądać to, co się dzieje absolutnie z każdej strony, z różnych kątów, szukać sobie miejsc nieoczywistych, być jak najbliżej tego co się dzieje. Szymon Kasolik, u którego byłem na warsztatach często powtarza, że zdjęcie trzeba sobie wychodzić, całkowicie się z tym zgadzam. Zdjęć też staram się robić dużo. Czasem na początku muszę się trochę do tego zmuszać, ale po chwili się odpalam i już dalej samo leci. Dlatego też jak jadę gdzieś lubię sobie trochę pochodzić po okolicy, daje mi to czas na fotograficzne rozgrzanie się, ale też potem, kiedy układam wszystko w historię mam sporo fajnych kadrów otwierających

Historia ponad zdjęciem

Nie skupiam się na pojedynczych zdjęciach, ale staram się myśleć przez pryzmat opowiadanej historii. Tego ciągle się uczę, ale coraz bardziej zaczynam to czuć. W ubiegły weekend miałem taki moment, kiedy siedziałem na podłodze tuż obok przetaczającego się pogo, zobaczyłem fajne, czarne, wyraziście zasznurowane glany. To była mniej więcej połowa koncertu. Robiąc zdjęcie wiedziałem, że użyję go po próbach, by pokazać zbierających się ludzi przed koncertem. Takich chwil mam coraz więcej i mam wrażenie, że to działa. Kiedy układam historię, staram ją sobie układać w głowie jak film, establisz, plan, kontrplan, zbliżenie i tak dalej. Wydaje mi się, że nieważne czy inni odczytają te same historie, ważne, że zdjęcia ułożone są sensownie.

Emocje to nie wszystko, ale wszystko bez emocji to…

Najważniejsze w zdjęciach są dla mnie emocje. To na nich się skupiam i to ich obecność determinuje, czy oceniam zdjęcie jako udane. Ostrość, naświetlenie i inne techniczne aspekty uważam za drugorzędne. Jeśli mam do wyboru z jednego momentu dwa zdjęcia, jedno perfekcyjnie naświetlone, ostre jak żyleta, z ostrością w punkt, ale nie wyrażające nic, i drugie, gdzie światło zmieniło się nagle, prześwietlając pół kadru, lub gdzie czas naświetlania był za długi, ale za to kipiące surowymi emocjami, zawsze wybiorę to drugie. Mówi się, że filmy powstają trzy razy, na etapie pisania, kręcenia i edycji. Ze zdjęciami jest podobnie. W obróbce wiele rzeczy można wykorzystać na swoją korzyść.

Nieważne czym, ważne co

Sprzęt nie ma znaczenia. Może nie do końca, bo jak pisałem, nie robię zdjęć telefonem. Sprzęt ma być i muszę wiedzieć jak osiągnąć nim to, co chcę. Mój mały, już zmęczony soniaczek, z marnym, porysowanym obiektywem kitowym sprawdzał mi się w najtrudniejszych warunkach oświetleniowych. Ten obiektyw jest faktycznie słaby, nie lubię kolorów, które robi, ale to, jak wychodzą z niego czarnobiałe zdjęcia już nie jest banalne. Kiedy założę na niego obiektywy od zenita, kolory ma ciekawe, ostrość i aberacje już mniej. Ale wciąż, ważne, żeby aparat był i działał, reszta to już kwestia ogarnięcia ograniczeń i granie na nich.

Krytyka

Nie obrażam się na krytykę. Oczywiście nie jest łatwo jej słuchać. Dużo lepiej jest próbować przekonać wszystkich, że to ja mam rację. Ale nawet jeśli nie przyznaję się do tego, zawsze słucham. I staram się wyciągać wnioski.

Nuda społecznościowa

Proponuję nie obserować mediów społecnościowych i nie podążać za trendami. Lub robić to w znikomym zakresie. Robię zdjęcia bo sprawia mi to przyjemność, publikuję to co mi się podoba. Konsekwencja w pokazywaniu tego, co lubię i co mnie kręci jest chyba ważniejsza od pogoni za tym, co robią inni. Drugą stroną tej monety jest to, że przeglądanie instagrama jest zwyczajnie nudne, bo większość fotografii skierowanej jest pod klientów, więc właściwie wszystko wygląda podobnie. Coraz bardziej mam wrażenie, że strasznie trudno tu znaleźć ciekawą, wymykającą się algorytmom fotografię, do tego najlepszy nawet ekran telefonu nie jest najlepszym medium do konsumowania obrazów. Czym innym jest odwiedzanie stron fotografów i przeglądanie reportaży. To tu szukam inspiracji i często je znajduję. Ale skłamałbym mówiąc, że zawsze na komputerze, ale staram się.

Kreatywność rutyny

Lubię powracać do miejsc, przyjmować podobne wyzwania. Kiedy pierwszy raz zacząłem mieć takie cykliczne zlecenia - na przykład dyskusje filmowe w Zamku Ujazdowskim, czy koncerty w Galerii Projekt, zastanawiałem się czy idąc tam po raz kolejny będę w stanie zrobić coś nowego, czy nie będę wpadać w koleiny wypracowanych kadrów. Jako, że nieobce mi jest tkwienie w swojej głowie, spędziłem na obracaniu tego tematu wiele godzin. Wnioski do jakich doszedłem są następujące. Robić, nie zastanawiać się. A tak serio. Staram się zawsze szukać momentów, które mnie odpalą, które sprawią, że otworzę to trzecie, fotograficzne oko. Wtedy już nie ma znaczenia, czy jest to pierwszy raz, czy setny. Staram się szukać emocji, osadzić je w pewnym kontekście.

I to chyba tyle, jeśli chodzi o przemyślenia. Mam nadzieję, że komuś może te rady się na coś przydadzą. Jeśli tak (albo nie), napiszcie, chętnie podejmę rozmowę.

 

Previous
Previous

Koncert Zagi w Projekt Cafe

Next
Next

Łysa Góra w Skarżysku Kamiennej